Dowcipy o małżeństwie
– Na szczęście teraz nie jest mi potrzebna twoja głowa.
* * *
– Co mówisz? – spytał mąż unosząc głowę znad gazety.
* * *
– Proszę pani, jestem bardzo zmęczony, czy mogę tu usiąść? – spytał młody Amerykanin.
– Nie, tutaj siedzi moja kochana suczka, Betty.
Żołnierz ponownie przeszedł cały pociąg ale bez powodzenia. Wrócił więc do miejsca obok starszej pani.
– Szanowna pani, wiele miesięcy spędziłem na froncie, jestem zmęczony i bolą mnie nogi. Czy mogę tu usiąść?
– To nie do wiary, jaki jesteś niegrzeczny! Już mówiłam, że to miejsce zajmuje moja kochana suczka, Betty.
Żołnierzowi puściły nerwy, złapał pudla za kark i wyrzucił przez okno. Siedzący naprzeciw właścicielki pudla starszy mężczyzna spojrzał na żołnierza.
– Wy Amerykanie, wszystko robicie nie tak. Jeździcie po niewłaściwej stronie jezdni, jecie niewłaściwą ręką, i nawet teraz wyrzuciłeś niewłaściwą sukę.
* * *
– Ona tyle nie warta – mówi Nowak.
– Sprzedam je panu za 100 zł – zachęca facet.
– Ona tyle nie warta – powtarza Nowak.
– A za 50 pan kupi?
– Ona tyle nie warta.
– Jak to nie warta? – zirytował się facet. – W aptece jedna tabletka kosztuje 50 zł.
– Oh, tabletki są warte tej ceny ale moja żona nie jest warta.
* * *
* * *
– Spytał “Gdzie ja jestem, Zosiu?”
– Dlaczego to panią tak zdenerwowało, że rozbiła mu wazon na głowie?
– Bo ja mam na imię Monika.
* * *
– Tato, dlaczego pakują pojedynczo?
– To opakowanie dla licealistów na piątkowy wieczór.
– A w tym opakowaniu są trzy. Dlaczego?
– To opakowanie weekendowe dla studentów: na piątek, sobotę i niedzielę.
– A dlaczego w tym zapakowano 12?
– To jest pakiet małżeński: na styczeń, luty, marzec…
* * *
– Idę na troszkę do baru – mówi mąż do żony. – Włóż więc kurtkę.
– Dlaczego? – pyta żona. – Zabierasz mnie ze sobą.
– Nie. Wyłączyłem ogrzewanie.
* * *
– Dokąd się wybierasz? – spytał.
– Jadę do Paryża. Dowiedziałam się właśnie, że – jako kobieta – mogę tam zarobić 200 euro za noc, co dla ciebie robię za darmo.
Kowalski wszedł do domu, spakował swoje walizki i wrócił na ganek.
– A ty dokąd? – spytała żona.
– Jadę z tobą.
– Po co?
– Chcę zobaczyć jak przeżyjesz rok za 400 euro.
* * *
– Pies na obcego szczeka, a do swojego się łasi, a żona odwrotnie – na swojego szczeka, a do obcego się łasi.
* * *
– Masz szczęście – odpowiada tamten. – Moja jeszcze żyje.
* * *
– Przyślij mi 1.000zł, to mi przedłużą – depeszuje do żony.
– Wysłałam ci 2.000zł. Niech ci też pogrubią – odpowiada żona.
* * *
– Dlaczego prosi pan o piwo, wypija je duszkiem, a potem zerka do kieszeni? – pyta w końcu zaciekawiony barman.
– W kieszeni mam zdjęcie żony i mam zamiar pić dotąd, aż zacznie wyglądać wystarczająco pięknie, bym wrócił do domu – odpowiada facet.
* * *
– Chodźmy do mnie, panowie – powiedział w końcu Zdzisiek.
Z chęcią skorzystali z zaproszenia. Powlekli się do bloku Zdziśka, wjechali windą na 10 piętro i czekali z obawą, gdy Zdzisiek nacisnął dzwonek. Prawie natychmiast otworzyły się drzwi, a za nimi żona z teściową.
– Prosimy bardzo, panowie. Wejdźcie.
Prowadzą gości do pokoju, usadzają przy stole, na którym szybko pojawia się wódka i świetne jedzenie. Po chwili obie kobiety pozostawiają mężczyzn samych.
– Co to jest Zdzisiek? – pytają zdziwieni kumple. – Dlaczego one takie miłe?
– Bo wiecie… Miałem kiedyś psa. Raz narobił mi na dywan, to pokazałem mu żółtą kartkę. Narobił drugi raz, to pokazałem mu drugą żółtą kartkę. Gdy narobił trzeci raz, to kopnąłem go w dupę, że aż wyleciał przez balkon i na dole nie było co zbierać.
– Ale co to ma wspólnego z twoją żoną i teściową?
– One mają już po dwie żółte kartki.
* * *
– Jeśli chcesz, by oglądali cię ludzie, równie dobrze oni mogą przyjść tutaj – odpowiedział.
* * *
– Co przeszło ci przez głowę, gdy pierwszy raz zobaczyłeś mnie nagą?
– Wszystko, co chciałem wtedy robić, to pozbawić cię rozumu i wyssać do sucha twe piersi – odpowiedział mąż.
– A co myślisz teraz? – spytała żona kilka chwil później, gdy była już rozebrana.
– Wygląda na to, że zrobiłem kawał dobrej roboty.
* * *
– Co zrobiłaś, że twój mąż przestał wracać późno do domu?
– Za każdym razem, gdy przychodził, pytałam go: “Czy to ty Józek?”
– Ale nadal nie rozumiem jak oduczyłaś go późnego wracania.
– Bo mój mąż ma na imię Mundek.
* * *
– Szef zaprosił mnie na ryby na ten weekend – mówi do żony. – Ruszamy od razu. Bądź tak miła i spakuj mi ubrania, mój sprzęt wędkarski i niebieską jedwabną piżamę. Wpadnę do domu za godzinę i wszystko zabiorę.
– I jak się udał weekend? – pyta żona w niedzielę wieczorem, gdy wrócił.
– Świetnie. Myślę, że zrobiłem na szefie dobre wrażenie. Ale zapomniałaś spakować mi niebieską piżamę.
– Nie zapomniałam. Włożyłam ją do pudełka ze sprzętem wędkarskim.
* * *
– Jasne, że psa. Przynajmniej zamknie się, gdy go wpuszczę.
* * *
– Mam się spakować na wyjazd nad morze czy w góry?
– Nie obchodzi mnie to. Po prostu się wynoś.
* * *
– Nigdy mnie nie złapiesz – pomyślał i zaczął przyspieszać.
160… 180… 200. Ale radiowóz wciąż był za nim.
– Co ja robię? – ocknął się facet, zwolnił i zatrzymał się.
Policjant podszedł do niego, wziął dokumenty jazdy, sprawdził je, sprawdził samochód.
– Miałem kiepski dzień i zaraz kończę służbę. Nie mam ochoty na wypełnianie tych wszystkich papierków – powiedział w końcu. – Jeśli ma pan wytłumaczenie pańskiej jazdy, którego jeszcze nie słyszałem, to puszczę pana wolno.
– Moja żona uciekła z policjantem – odpowiedział facet. – I myślałem, że goni mnie, bo chce mi ją zwrócić.